Usługi przewodnickie

Jestem certyfikowanym przewodnikiem po Poznaniu, na Szlaku Piastowskim i po Wielkopolsce. Posiadam licencję pilota wycieczek krajowych i zagranicznych - specjalizuję się szczególnie w turystyce krajowej.
Serdecznie zapraszam do skorzystania z moich usług - poza przewodnictwem i pilotażem przygotowuję również kompleksowe programy wycieczek.
Kontakt: patrycjaowczarzak@gmail.com

sobota, 27 czerwca 2020

KOŁO brzegiem się toczy...

... czyli trzy rowerowe wyprawy okolic Kołobrzegu

To już ostatnia chwila (sezon letni zaczął pikowanie ku szczytowi!), żeby w miarę spokojnie obadać międzynarodową trasę R10 nad naszym Bałtykiem. Pozazdrościliśmy Znajomym, którzy właśnie przemierzają tę drogę od samego Świnoujścia i postanowiliśmy rodzinnie zerknąć tu i ówdzie. Wybór padł na Kołobrzeg, który akurat Znajomi mijali.


Szlak rowerowy R10, Nadmorski Szlak Hanzeatycki, EuroVelo 10 – międzynarodowy okrężny szlak rowerowy sieci EuroVelo przebiegający dookoła basenu Morza Bałtyckiego, o łącznej długości 8539 km. Polski odcinek szlaku o długości 588 km przebiega przez tereny województw: zachodniopomorskiego, pomorskiego i warmińsko-mazurskiego.
A dokładnie…
Świnoujście – Międzyzdroje – Dziwnów – Rewal – Kołobrzeg – Mielno – Darłowo – Jarosławiec – Ustka – Łeba – Władysławowo – Puck – Błądzikowo – Rzucewo – Gdynia – Sopot – Gdańsk – Elbląg – Frombork – Braniewo – Gronowo na granicy z Rosją.


Dzięki świetnym folderom opisującym tę trasę człowiek od razu wie czego może się spodziewać. Zarówno krajobrazowo jak i w kwestii technicznej – od strony nawierzchni!!! Asfalt, kostka brukowa, drogi gruntowe – etapy są rozmaite. Wiadomo, że najchętniej człowiek jechałby najbliżej morza, bo to uczucie jest szczególnie niezwykłe. Niestety – takich miejsc jest dość niewiele. Ale właśnie o tych chcę napisać, żeby R10 summa summarum od razu przypadła wszystkim do gustu.



R 10 – odcinek Grzybowo – Ustronie Morskie. Jadąc tam i z powrotem musicie pokonać dystans  ok. 46 km. Rzecz do wykonania – sami nie należymy do szalonych rajdowców, a daliśmy radę bez szczególnego wysiłku. Zwłaszcza, że mijane miejscowości kuszą przerywnikami na ciacho, lody etc.

Warunek jest jeden – trzeba przejechać trasę POZA SEZONEM – jeśli nie chcecie zostać zmiażdżeni, wyzwani („co tak wolno?!”, „gdzie stajesz?!) etc. Jeśli spełnicie ten warunek – reszta będzie już tylko przyjemnością. Konkluzja ta wynika z doświadczeń własnych, niestety…
 
Start. Bajka. Samo Grzybowo mówi o sobie, że zaczyna sezon dopiero w połowie lipca, i rzeczywiście - musieliśmy dość intensywnie szukać turystów na ulicach, a wszak było słonecznie,  już po wystawieniu ocen w szkołach… Hm.
Szlak biegnie wygodnym asfaltem, niczym rzeką… „Wbijamy się”  na trasę w dowolnym miejscu Grzybowa – oczywiście szukamy go w przybrzeżnej części miejscowości.
Wzniesień żadnych, za to uniesień – co niemiara.
Wjazd do Kołobrzegu nie jest szczególnie uciążliwy – zwłaszcza, że można zajechać do portu jachtowego  i tam nieco odpocząć w sielankowej scenerii. Latarnia morska, zabytkowy bindaż grabowy, promenada… - to chwile piękne, ale zagrożone tłumem. Zagrożenie słabnie jednak z chwilą przekroczenia ulicy Wschodniej - peryferyjnego wlotu z miasta na piasek.


Gwoli porządku dodam, że Kołobrzeg jest jednym z pięciu nadmorskich uzdrowisk - najstarszym i najnowocześniejszym zarazem. Ba! Lansuje się na stolicę polskiego SPA!




Na ostatnim zdjęciu...
Bindaż, inaczej berso, chłodnik czy kolebka - element architektury parkowej znany już w dobie renesansu, często stosowany we wspaniałych ogrodach barokowych. To rodzaj szpaleru, w którym podatne do formowania graby lub lipy tworzą nad aleją sklepienie podtrzymywane konstrukcją kratownicową. Kołobrzeski bindaż datuje się na połowę XIX w. - jest unikatową kompozycją w skali Europy!

 
W końcu spotykamy się realnie z plażą – ścieżka przylega bezpośrednio do wydmy, więc nie dziwota, że napotkany punkt widokowy każdy chętnie zalicza celem "fotostopa". Towarzyszy nam teraz zjawiskowy krajobraz Ekoparku Wschodniego - ekosystem słonych mokradeł, zwanych także Smolnymi Bagnami.  

Mijamy Podczele, Sianożęty (ostatnia względnie spokojna miejscówka) i… wjeżdżamy do Ustronia Morskiego, które poznacie bez pudła po intensywnym ruchu pieszych na ścieżce. Czuj duch! Po co komu kłopoty. 


Na powrót… zalecamy tę samą drogę. A że jest piękna – po raz pierwszy złamię swoją zasadę, żeby nie robić dwa razy tej samej trasy. Niestety, możliwość wykonania atrakcyjnej pętli jest tutaj bardzo ograniczona…
W przeciwieństwie do odcinka…

R10 – odcinek Pogorzelica – Trzęsacz.
Tak… Tutaj możemy mówić o bardzo miłej alternatywie dla powrotu z kolejnej wycieczki.
Co więcej – wyjeżdżając z Pogorzelicy radzę porzucić od razu myśl o R10 i jechać  intuicyjnie przez sam środek miejscowości (tj. jego główną „arterią”) – obserwując mimochodem życie kąpieliska. Trasę rozpoczynamy na stacji Nadmorskiej Kolejki Wąskotorowej www.kolej.rewal.pl 



Nadmorska Kolej Wąskotorowa kursuje na odcinku pomiędzy Gryficami i Pogorzelicą. Linia kolejowa przebiega przez 3 gminy Powiatu Gryfickiego: Gryfice, Karnice i Rewal.
Do dyspozycji pasażerów są dwie trasy:
- Trasa Gryfice - Pogorzelica, pełna trasa, obejmująca 15 stacji
- Trasa  Trzęsacz -Pogorzelica, odcinek nadmorski, obejmujący 7 stacji, zlokalizowanych na terenie gminy Rewal
Kolej wyjeżdża codziennie pierwszym kursem o godz. 8:40 z zajezdni w Gryficach. Po dotarciu do Trzęsacza pociąg kursuje dalej wahadłowo na trasie Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.
Ostatni kurs wąskotorówki jest kursem powrotnym do lokomotywowni w Gryficach.


 
Przejeżdżamy przez całą Pogorzelicę, która płynnie przechodzi w Niechorze (a które przyznam, że zrobiło na nas dobre, w miarę „ciche” wrażenie) i po minięciu jego największej atrakcji, czyli latarni morskiej, zajeżdżamy do Rewala. 


 Romeo i Julia przysiedli na jednym z rewalskich skwerów...
 
Rewal już od dobrych kilkunastu lat wiedzie prym w czołowych miejscówkach nad Bałtykiem, więc nic dziwnego, że miejscowość pięknie się rozwija – sporo tu skwerów z widokiem na morze, bez konieczności schodzenia z klifowego wybrzeża – co jest szczególnie istotne dla osób starszych.  Biało i kolorowo na przemian – widać dobrą, gospodarną rękę włodarzy. Trzymamy się ulic promenadowych – jak najbliżej morza, aż w końcu „wyrzuci nas” ulicą Szczecińską w stronę Trzęsacza. Teraz już tzw. „żabi skok” do zasłużonej przerwy. Naszą wycieczkę stopujemy na półmetku – tuż przy ruinach legendarnego kościoła. 
 Widok kościoła z 1870 r.

W 1874 r. odprawiono w nim ostatnią mszę i zamknięto.  W 1900 roku nastąpiły pierwsze, małe osunięcia, a w 1901 roku runęła już cała północna ściana. Przez następne 120 lat morze zabierało fragmenty zabytku. W wyniku podmywania klifu do dziś zachowała się jedynie południowa ściana budowli. Ostatnie osunięcie miało miejsce w 1994 roku, kiedy runęła połowa ściany południowej. Zostało ostatnie 12 m świątyni… - to aktualnie najbardziej „pilnowany” kościół w Polsce!

Początek historii ma miejsce w czasach, kiedy ziemie te zamieszkiwane były wciąż przez ludy pogańskie wielbiące swych bogów. Mieszkańcy wybrzeża trudnili się połowem ryb i rolnictwem. Upraszając sobie łaskę u władcy wód – Pluskona – wracali z połowów z pełnymi sieciami dorodnych ryb, które zapewniały byt całym rodzinom. Ryby nie były oczywiście jedynymi stworzeniami zamieszkującymi Bałtyk. W błękitnej toni żyły piękne syreny, które zamiast nóg miały rybi ogon pokryty srebrzystymi łuskami. Ludzie nazywali je Zielenicami. Czasem wypływały na powierzchnię i dało się wtedy słyszeć ich piękny śpiew. Mieszkańcy wioski traktowali syreny ze szczególnym szacunkiem i podziwem. Nie raz zdarzało się, że Zielenica zaplątała się w sieci rybackie. Wtedy rybacy ostrożnie uwalniali syrenę i pozwalali jej odpłynąć.
Kiedy na Pomorze dotarła chrystianizacja w okolicy zaczęły powstawać kościoły. Również w wiosce o której mowa zbudowano świątynię. Mieszkańcy byli nawracani na nową wiarę, a autorytet nowych władz religijnych rósł w siłę wraz z upływem lat. Księża kościelni stwierdzili, że Zielenice tak jak i reszta mieszkańców Pomorza nie powinny być pogankami, dlatego wydali polecenie aby każdą zaplątaną w sieci syrenę natychmiast przynosić do kościoła.
Zdarzyło się więc pewnego razu, iż piękna panna z srebrzystym ogonem wpadła w sieci rybackie. Rybacy nie chcieli jej robić krzywdy jednak przestrzegali poleceń kapłanów i dlatego wyłowili Zielenicę na łódź i zawieźli ją na brzeg, a następnie zanieśli do kościoła. Nie pomogły płacz i błagania pięknej syreny by wrzucili ją z powrotem do morza. W kościele ksiądz z miejsca przystąpił do nawracania i nauczania nowej wiary, po czym ochrzcił syrenę. Zielenica jednak jako stworzenie morskie nie potrafiła żyć na lądzie i z godziny na godzinę opadała z sił. Nie wzruszyło to jednak kapłana i syrena została zamknięta na noc w kościele. Przejęci całym zdarzeniem mieszkańcy wioski wyruszyli po zmierzchu do kościoła i siekierami rozbili drzwi kościoła, było jednak już za późno. Z tęsknoty za morzem Zielenica zmarła.
Gdy mieszkańcy chcieli wrzucić jej ciało z powrotem do morza, gdyż uważali iż nie należy ono do nich, ksiądz zdecydowanie zaoponował i postanowił pochować ją na przykościelnym cmentarzu jak każdego innego chrześcijanina. Tak też się stało. Gdy o całym zdarzeniu dowiedział się władca mórz – Pluskon – rozkazał Bałtykowi i jego falom tak długo bić o brzeg i zabierać go po trochu aż do momentu odzyskania ciała Zielenicy. I tak przez lata Bałtyk zabierał ląd kawałek po kawałku, przesuwając brzeg coraz bliżej kościoła aż pochłonął i sam kościół. Drżąca od fal ziemia dała nazwę wiosce – Trzęsacz. Ciało Zielenicy zostało odzyskane, jednak Zielenice zamilkły na zawsze i ich śpiewu nikt już nie słyszał, a gniew Bałtyku nie minął i do dziś podmywa ruiny kościoła aż do całkowitego zniszczenia nieszczęsnej pamiątki…

 
Źródło: Agata Stankiewicz na podstawie “Zachodniopomorskie legendy i dzieje” – Wrzesław Mechło;
Wyd. Regionalna Agencja Promocji Turystyki

Powrót – no właśnie… Teraz nie czas już na zwiedzanie – podglądanie, ale na wykorzystanie prawdziwego atłasu ścieżki R10, którego grzecznie się odtąd trzymamy przez całą drogę powrotną. Zapewni nam to komfortowy przejazd przez Rewal, a na odcinku Niechorze – Pogorzelica doświadczymy jazdy wzdłuż trasy wspomnianej kolejki wąskotorowej.
Wycieczka – cudo! W nogach jakieś zaledwie 24 km, więc polecam absolutnie każdemu.

A na koniec – i tu Was zaskoczę. Zdradzę morze. Proponuję wyprawę....

Szlakiem po nasypie kolejki wąskotorowej w Dorzeczu Parsęty
Uciekniemy w sieć ścieżek zlokalizowanych na trasie innej, nieczynnej już Kołobrzeskiej Kolei Wąskotorowej. Tory rozebrano, asfalt położono. W efekcie powstał na szczęście fantastyczny projekt dla cyklistów.
A dokładnie…





Na terenie Gminy Karlino znajduje się 15 km ścieżek rowerowych, a łącznie na terenie Związku Miast i Gmin Dorzecza Parsęty (pomysłodawcy unijnego projektu) – 57 km asfaltowych ścieżek biegnących w znacznej części po nasypach zlikwidowanej kolei wąskotorowej. Jadąc od Karlina dojeżdżamy do Gościna (17,9 km), stąd możemy kontynuować dalszą jazdę w jednym z trzech kierunków:
Pierwszy na południe z Gościna do Dargocic (4,8km).
Drugi, najdłuższy (23,4km), południowo zachodni prowadzi z Gościna przez Rymań nad jezioro Popiel.
Trzeci na północ – do Kołobrzegu, gdzie możemy zakończyć wyprawę lub kontynuować ją dalej nadmorskim szlakiem R-10.
 http://www.sport.karlino.pl/new/sciezki-rowerowe/
Na koniec prezent – tutaj znajdziecie cały przewodnik po trasie, a raczej kilku alternatywnych trasach kolejki – bardzo szczegółowy i pomocny: http://parseta.org.pl/uploads/media/Przewodnik_Rowerowy_Po_Nasypie_Kolejki_Waskotorowej.pdf

Nic, tylko pakować rowery i w drogę! Szerokości!!! I przedłużonego weekendu...
A kto ciekawy... - pozwólcie, że przedstawię bohaterów tych wypraw. Oto nasza flota, która niezmiennie wzbudzała ogrom sensacji na szlakach...

Wedle starszeństwa:
- Wigry 3 - rocznik 1993 /niektórym na jego widok aż łza się w oku kręci na wspomnienie pierwszokomunijnego prezentu..,
- Dahon - rocznik 2010,
- Saveno - rocznik 2018,
- Tryb Eco Compacta - rocznik 2019 / rower elektryczny.

Wszystkie składaki, sprawne i zwinne.
I powiem wam jedno... - rower elektryczny, nawet tylko jeden na rodzinę jest nie do zastąpienia. Ratuje chorych i znużonych ("Mamo, boli mnie brzuch", "Tato, nie mam już siły") i załatwia sprawę tras jednokierunkowych, które nas nużą - tylko jedna osoba wraca wówczas błyskawicznie po samochód i zabiera resztę ekipy na pokład. To dwa rzetelne przykłady, dla których nie wyobrażamy sobie, żeby go nie posiadać.

Dlatego polecam:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.