Usługi przewodnickie

Jestem certyfikowanym przewodnikiem po Poznaniu, na Szlaku Piastowskim i po Wielkopolsce. Posiadam licencję pilota wycieczek krajowych i zagranicznych - specjalizuję się szczególnie w turystyce krajowej.
Serdecznie zapraszam do skorzystania z moich usług - poza przewodnictwem i pilotażem przygotowuję również kompleksowe programy wycieczek.
Kontakt: patrycjaowczarzak@gmail.com

czwartek, 19 marca 2020

Śląskie morze

Ta dumna nazwa dotyczy Zalewu w Goczałkowicach (niecałe 20 km na płn - zach od Bielska Białej) - konsekwencji zapory na Wiśle. Miejsce to nie było od zarania dedykowane turystyce, ale gołym okiem trzeba stwierdzić, że to teren idealny dla przyrodnika, turysty pieszego, cyklisty czy miłośnika rolek. I tak: rolkarze szusują na zaporze, piesi mają do wyboru 3 trasy nordic walking, a rowerzyści - mogą objechać zbiornik dookoła po słabo uczęszczanych drogach. Był i jest plan, aby objazd jeziora był możliwy po zagospodarowanej ścieżce pieszo - rowerowej (szer. 2,5 m), która biegłaby bardzo blisko linii brzegowej (dystans 42 km). Ta akurat sprawa jest w toku i trudno jest się "dokopać" bieżących informacji w temacie.

Sami oceńcie okolicę - proponuję dojazd do parkingu ul. Jeziorną w Goczałkowicach. Stąd już tylko kilka kroków do zapory. To idealny przystanek w drodze ku górom Beskidu Śląskiego. Nota bene - zbiornik widoczny jest z trasy łączącej szczyty Szyndzielni i Klimczoka. Kapitalny widok!

Znamienna data. 22 lipca 1956 r. Zrealizowana Zapora Goczałkowicka była jedną z największych inwestycji Górnośląskiego Ośrodka Przemysłowego. Zadaniem inwestycji było zabezpieczenie terenu przed powodziami, a także przed brakiem wody pitnej i przemysłowej. Aby zadanie można było zrealizować, ponad 400 rodzin zostało wysiedlonych ze wsi Zarzecze, już dwa lata wcześniej. Ze wsi, która miała notowania już z 1223 r. i była jedną z najstarszych wsi na Śląsku Cieszyńskim!
 
Dwie szkoły, dwa murowane kościoły, w tym łaskami słynąca kaplica tzw. „gołyska”.
W miejscowości mieszkało 3 tysiące ludzi!

 
Ze strony http://www.parafia-chybie.pl/ (Sanktuarium MB Gołyskiej)
W 1764 roku pachołek od gospodarza Gzela z Zarzecza - pewien Jędrek, szedł na Jasną Górę. W przydrożnym straganie chciał kupić obraz Maryi. Nie miał na tyle pieniędzy. Nagle zerwał się wiatr, a obrazek sam poleciał do Jędrka. Kramarz, widząc ingerencję Bożą, podarował mu go. W Zarzeczu obrazek powieszono w centrum wsi na lipie. Przez wiele lat, według miejscowych, widziano nad nim niezwykłą jasność na niebie. Nazwano Go Matką Boską Gołyską i umieszczono w kaplicy, którą specjalnie wybudowano w zarzeckiej dzielnicy - Gołyszu. Powstanie kaplicy w Gołyszu datuje się na rok 1768. 



W 1954 roku przyjechał z Katowic biskup Bednorz. Przyszło do burzenia kościoła i kaplicy na Golyszu. Nikt nie chciał zdjąć cudownego obrazu. Bednorz liczył, że sam wejdzie po drabinie i zdejmie obraz. Wszedł na pół drabiny, wokoło tłumy ludzi, którzy krzyczeli, żeby Matka Gołyska ich nie opuszczała. Biskup nakazał proboszczowi zrobić z tym porządek i ten z ambony podał, że w nocy z 9 na 10 maja będzie ostatnia msza na Gołyszu. Ludzie ustąpili. Dzwony biły we wszystkich okolicznych wsiach na pożegnanie cudownego obrazu. Wierni szli do kościoła, słońce prażyło. W ciągu godziny zmieniła się pogoda. Wyszli z kościoła, zobaczyli połamane gałęzie i śnieg po kolana…


Tempo rozwoju śląskiego przemysłu kilkukrotnie przewyższało zapotrzebowanie na wodę. "Górska woda z Beskidów" - to brzmiało wówczas jak marzenie…  Sprawa wkrótce stała się przesądzona. Dobytek mieszkańców wywoziły radzieckie ziły, do 70 różnych miejscowości. '
Budowlańcy zużyli wówczas do budowy zapory 960 tysięcy ton różnego rodzaju materiałów budowlanych. Gdyby nimi załadować 20-tonowe wagony kolejowe, to byłoby ich 45 tysięcy!

Powierzchnia maksymalna zbiornika wynosi 3200 ha, a pojemność całkowita około 168 mln m³.

 
W ramach budowy zbiornika powstało Gospodarstwo Rybackie w Łące wraz z osadą rybacką, która dokonuje zarybień i odłowów ryb. Zbiornik corocznie zarybiany jest rybami drapieżnymi (szczupak, sandacz, węgorz), które są traktowane jako naturalni sprzymierzeńcy w procesie uzdatniania wody w zbiorniku. Brzegi zbiornika udostępniane są na znacznej długości wędkarzom dla sportowego połowu ryb. W jeziorze występuje 17 gatunków ryb, ale tak naprawdę nikt jednak nie wie ile dokładnie sztuk żyje w śląskim morzu. Naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego obliczyli, że może być ich nawet kilkaset ton.

Zbiornik znajduje się w sieci Natura 2000 i mieszka tu wiele rzadkich gatunków ptaków. Stwierdzono ich tu łącznie 258, w tym 113 gatunków lęgowych, gatunki rzadkie i zagrożone, takie jak podgorzałka, czapla purpurowa, szablodziób, sieweczka obrożna, mewa czarnogłowa, mewa romańska, rybitwa białowąsa, rybitwa czarna i rybitwa białoskrzydła. Obserwatorzy zanotowali także wyjątkowo dużą koncentrację przelotów ptaków każdego roku, których liczbę oszacowano nawet na ponad 40 tys.
Ze względów sanitarnych w jeziorze nie można się kąpać, ale można po nim pływać. Tak było już w początkach istnienia zbiornika, jednak ponad 30 lat temu (w 1983 r.), ze względu na zły stan wód, akwen został zamknięty. 

Zbiornik Wody Goczałkowice jest akwenem płytkim i dla potencjalnego użytkownika zbiornika bardzo niebezpiecznym. Średnia głębokość zbiornika przy normalnym poziomie piętrzenia wynosi 5,5 m, jednak na znacznej powierzchni nie przekracza 2 m. Mała głębokość oraz duże rozmiary zbiornika stwarzają niezwykle dogodne warunki dla tworzenia się dużych fal o wysokości niespotykanej na innych jeziorach południowej Polski. Brak naturalnych, osłoniętych zatok i portów, gdzie można się schronić w razie trudnych warunków jest niezwykle niebezpieczne dla niedoświadczonych żeglarzy. Dno zbiornika nie jest przygotowane w stopniu odpowiednim do powszechnego korzystania z jego wód. Z nieznanych powodów przed napełnieniem zbiornika nie zostały rozebrane wały przeciwpowodziowe Wisły, które biegną przez środek zbiornika. Od strony południowej, gdzie dno zbiornika ma niewielki spadek zalegają na dnie tysiące pni nie wykarczowanego lasu. Dodatkowymi podwodnymi przeszkodami są pozostałości konstrukcji budowli mostowych oraz bunkrów z czasów II Wojny Światowej.

W 2010 roku uznano, że stan wód w jeziorze jest na tyle dobry, że można tu wznowić ruch żeglarski.

Dla ruchu pieszego i rowerowego udostępniono koronę zapory tworząc „część spacerową” łączącą Goczałkowice - Zdrój z Zabrzegiem, dzięki czemu okolica zbiornika Goczałkowickiego stała się miejscem rekreacyjnym. Zapora jest naprawdę imponująca – ma prawie 3 km długości i 14 m wysokości. Dodam tylko, że największymi fanami zapory są... miłośnicy rolkarstwa.

Fotka ze strony www.turystyka.goczalkowicezdroj.pl


Dokument filmowy o Goczałkowicach:

Zapora „Świadkowie budowy”
https://www.youtube.com/watch?v=oqe3N71kc7g

poniedziałek, 9 marca 2020

Bobrek, Zandka i inne cuda

Ciąg dalszy o górnośląskich familokach.

Hm… z Nikiszowcem rymuje się Giszowiec, więc tą drogą skojarzeń pójdziemy na początek...

Georg von Giesche – twórcą największego koncernu przemysłowego na Śląsku był – niewątpliwie. I w sukurs tej myśli idzie kolejna, równie ważka – zbudowane w związku z tym osiedle dla robotników kopalni było i jest jedynym osiedlem zbudowanym na modłę „miasta – ogrodu”. Dzisiaj to tylko wspomnienie. Rzeczywiście można zapuścić się w ciąg kilku ulic, wzdłuż których stoją domy – zbudowane na wzór górnośląskich chałup chłopskich. Wjechać już będzie gorzej – mieszkańcy chronią prywatność i zamykają wjazdy w niektóre ulice.
Zobaczymy zresztą i tak tylko 1/3 oryginalnej zabudowy, reszta została… wyburzona, na rzecz… -  trzymajcie się mocno! 11-piętrowych wieżowców. Horror! Zabytkowa resztka została brutalnie uwięziona w pierścieniu tych wielkoludów, wyrosłych na rzecz zwiększonego zapotrzebowania na lokale mieszkaniowe dla pracowników kopalni, która w 1964 r. rozpoczęła eksploatację kolejnych złóż węgla. 


W czasie wędrówki nie udało mi się zrobić w tej dzielnicy atrakcyjnych zdjęć z racji katastrofalnie deszczowej pogody, więc korzystam z zasobu wikipedii. 

Zmieniamy miasto… Garnitury, marynarki, koszule, płaszcze, czyli… Bytom ;-)
Czuć w nim wielkopańskość (uzasadnioną, o czym za chwilę), ale jednak pozostaje w cieniu Katowic i zapewne nic już tego nie zmieni.

Niezwykle intensywny rozwój miasta miał oczywiście związek z rozwojem hutnictwa i górnictwa w drugiej połowie XIX w. Bytom – będąc w zaborze pruskim – stanowił trzecią „potęgę przemysłową” Niemiec po Westfalii i Nadrenii. W paraleli do tego faktu rosła liczba eleganckich mieszczańskich kamienic, imponujących gmachów publicznych i okazałych świątyń – co nadal zauważa się w architekturze miasta.  Niestety, nie pomyślano, aby zawczasu „sprezentować” miastu kolej. W tym działaniu Bytom uprzedziły Katowice i decyzja ta zdaje się rzutować na nieustające pozostawanie w cieniu bytomskiej małej metropolii. Kolejnym ciosem był wynik działań plebiscytowych po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. Bytom podzieliła granica!!! Od tej pory Bytom był areną nieustającej rywalizacji obu rządów – szczególnie Niemcy usiłowali nadal przyciągnąć mieszkających po polskiej stronie Ślązaków.
Zbliża się wojna… W 1933 r. w Bytomiu hitlerowcy odnotowują 3-ci wynik wyborczy w skali całych Niemiec. I wreszcie cios największy. W 1939 r., po wybuchu wojny granica znika, a cały teren zostaje wcielony do Rzeszy. I nawet nie próbuję porównywać co gorsze… Tysiące Górnoślązaków przymusowo wcielonych do niemieckiego wojska, czy totalna niemal zagłada miasta w 1945 r.? Wojska sowieckie, w ciągu kilku styczniowych dni, wymordowały setki mieszkańców miasta. W lutym natomiast internowano i wywieziono do Sowietów wszystkich mężczyzn w wieku 16 do 50 lat. W mieście spłonęło kilkaset budynków. Liczba mieszkańców spadła o połowę.
Być może te fakty przyczyniły się do decyzji powojennych władz, aby włączyć w granice miasta dzielnice ościenne. Powstał dziwny twór, rozciągnięty w przestrzeni i kompletnie nie skonsolidowany, co sprawia, że mieszkańcy w dużej mierze nadal niechętnie identyfikują się z miastem. Zdecydowano również o eksploatacji pod miastem węgla kamiennego, co miało dla miasta katastrofalne skutki budowlane… (w roku 2010 zgłoszono 6 tys. szkód w budynkach mieszkalnych na skutek wstrząsów, a na ich likwidację kopalnie wydały wówczas 320 mln zł). Ech, szkoda mówić…

Dwa bytomskie osiedla – Zgorzelec i Bobrek. W podobnym stanie – architektonicznym i… każdym innym.
Zgorzelec – niewielki, da się objąć wzrokiem. W sumie 34 bloki. Zamieszkałe tylko w części. Pustostany grożą zawaleniem. Mieszkańcy to pracownicy (bądź potomkowie) pracujący w Hucie Hubertus (po wojnie „Zygmunt”).  Miało tu powstać osiedle artystyczne (przestrzeń dla osób wykonujących wolne zawody) , ale nie wyszło. Aż tu nagle… jest nadzieja! Spadło z nieba 28 mln i do 2021 r. osiedle ma być w dużej mierze zrewitalizowane. Na początek powstanie świetlica w budynku po dawnej pralni, maglu i piekarni. „W 14 budynkach wymienione zostanie ogrzewanie, drzwi oraz okna, remont przejdą również dachy i klatki schodowe, a do budynków podłączony zostanie gaz. Każde mieszkanie otrzyma również nowy sanitariat. Teren wokół budynków zostanie uporządkowany i oświetlony Zadaniem przyszłych najemców będzie remont samych mieszkań.” – cytuję za rzecznikiem UM Bytom.

Natomiast Bobrek… Uuu… to inna sprawa. I za dnia i nocą tym bardziej – miejcie oczy dookoła głowy. No, może trochę przesadzam, ale sami popatrzcie… 






Zwiedzanie dzielnicy warto podobno zacząć od… obejrzenia filmu Jana Rybkowskiego "Autobus Odjeżdża o 6:20", nakręconego właśnie w Bobrku w 1954 roku. Film prezentuje lata świetności dzielnicy. A potem trzeba przeżyć zapewne szok – ja go przeżyłam i bez filmu… Huta żelaza z koksownią „Bobrek” (hutę zamknięto w 1994 r.), Kopalnia KWK Bobrek… W latach świetności huta cynku i karbidownia. Elektrociepłownia. Oto dawne przemysłowe zaplecze dzielnicy. Niestety, upadek przemysłu spowodował masowe wyprowadzki, a dzielnicę zasiedlano przymusowo osobami, które gdzie indziej nie opłacały czynszu. I tak powstał nowy obraz dzielnicy.
Jeśli wytrzymasz na Bobrku dłużej niż godzinę, zobaczysz niepowtarzalny klimat, którego nie znalazłam nigdzie w Polsce. Zapraszam też na FB "Bobrek działajmy", żeby nie pozostać w mylnym przekonaniu, że dzielnica jest skazana na zapomnienie. I choć autorzy bardzo się starają nas o tym przekonać, ja jednak nie czułam komfortu spacerując po ulicach Bobrka… Bo to jednak dwie różne kwestie… Chcieć, a móc.

 Elektrociepłownia Bobrek
Centralnym sklepem dzielnicy jest pawilon (chyba po dawnej Biedronce), w którym działa aktualnie komis (bardziej adekwatnie zabrzmi nazwa sklep ze starzyzną), ale prowadzony jak… Pewex. Każde dobro tutaj przyniesione jest na wagę złota. Skupowane 1 zł za kilogram, a sprzedawane kilkukrotnie drożej. Dialog podsłuchany w sklepie: „No…, wyszło tego za 5 zł, ale dołożę Panu i dostanie Pan 10 zł, więc w sumie dam Panu 12”.  Obsługa sklepu ewidentnie stanowi silne wsparcie dla wszystkich tutaj przychodzących i wyprzedających się dosłownie ze wszystkiego… 


Bobrek ma być zrewitalizowany, ale na dotychczasowe przetargi w tej kwestii zgłosili się wykonawcy, którzy podawali budżet oferty nawet o 120 % wyższy niż zakładano w budżecie…

Zmieńmy klimaty na Zabrze

Tutaj czeka na nas ogromne osiedle Borsig. 60 familoków dla 3000 mieszkańców! Wyłącznie rodzin, bo kawalerowie mieszkali w hotelach robotniczych. W zabudowie wyróżnia się pewna enklawa domów większych i bardziej eleganckich – to mieszkania dla kadry pracowniczej kopalni i huty „Borsig” (jeden z największych kombinatów na kontynencie), niemieckiego przedsiębiorcy Augusta Borsiga. Wyparł On całkowicie z Niemiec lokomotywy produkcji brytyjskiej. Nazywany był geniuszem przedsiębiorczości! Co ciekawe, jego berliński koncern produkujący m.in. lokomotywy, istnieje nieprzerwanie od 1837 r.
I wszystko byłoby pięknie, ale biegnące pomiędzy domami ciągi dawnych chlewików (dzisiaj głównie „zapuszczonych” garaży) to obraz dla mnie bardzo szpecący i deprecjonujący to ogólnie niezwykłe miejsce. A osiedle to było synonimem luksusu w okresie swojego powstania! Nazywane było nawet proletariackim eldorado! Dlaczego? Poza 3-izbowymi mieszkaniami z kuchnią (sic!) o powierzchni 55 m kw., budynki miały łazienki na półpiętrze (czyt. ubikacje z dostępem do bieżącej wody)! Szczyt szczęścia. Mówiono nawet, że żyje się tu lepiej niż w Berlinie!
Osiedle miało własną karczmę, kaplicę ewangelicką, przedszkole i szkołę, domy dla nauczycieli, sklepy i kantynę, urząd pocztowy, gabinet lekarski, gospodę z pokojami gościnnymi, salę gimnastyczną park oraz najmniejszy w Zabrzu cmentarz.




Bardzo ciekawym miejscem był w czasach prosperity osiedla Dom Kawalera – mieszkało w nim kilkaset osób! Dom kształtem przypominał pałac. Na szczycie umieszczono małą kopułkę. Do budowy użyto tajemniczej czarnej cegły (do dziś nie wiadomo, w jaki sposób była wytwarzana).

Wnętrza - pałacowe. Górnicy kopalni Hedwigwunsch stąpali po pięknych posadzkach, schody zaopatrzono w kute balustrady. Największe wrażenie robiła sala kolumnowa, do której mieszkańcy schodzili się na posiłki i gdzie spędzali wolny czas. Ściany wyłożono zieloną glazurą, a zwieńczenia kolumn stylizowano na antyczne. Rok 2004. Po zlikwidowaniu kopalni o zmienionej nazwie Pstrowski, Dom Kawalera trafił w prywatne ręce. Przez ostatnie lata jego istnienia regularnie odwiedzali go zabrzańscy złomiarze i szabrownicy. Miał zostać rozebrany, ostatecznie… został wysadzony w powietrze.

Kopalnie „Życzenie Jadwigi” i „Szczęście Ludwika” oraz huta – to 3 założenia, które tworzyły koncern Borsiga. Podczas wielkiego kryzysu w latach 30. Konrad i Ernest Borsigowie, spadkobiercy Alberta, postanowili częściowo zwinąć interes. Wtedy właśnie wysadzono m.in. zabudowania huty. Pracę straciło wtedy 5 tys. osób. Likwidację przetrwały tylko kopalnia - zdrobniale mówiąc "Jadzia" i koksownia. W 1945 ocalałe wyposażenie zdemontowali Rosjanie i wywieźli do ZSRR. Grabież majątku Borsigów była tak wielka, że w 1946 roku zakłady trzeba było odbudowywać.

Zandka – daleka krewna Nikiszowca?

Osiedle to związane jest z Hutą Donnesmarcka. Co je wyróżnia i sprawia, że jest porównywane z katowickim Nikiszowcem? Z pewnością fakt, że budowane było w rzadkim charakterze osiedla willowego, z dużą ilością zieleni (przydomowe ogródki!).  Drugi argument – wyjątkowo dekoracyjne fasady domów!
Elewacje budynków wykonane zostały z czerwonej cegły, z fragmentami dekoracyjnej, drewnianej konstrukcji szkieletowej, której towarzyszy bogata snycerka. Elementy dekoracyjne prezentują styl historyzmu, secesji, budownictwa ludowego i architektury angielskiej. Pojedynczy, trójkondygnacyjny budynek mieścił około dwunastu mieszkań, które składały się z kuchni oraz dwóch pokoi. Toalety, umieszczone na półpiętrach, były wspólne.







Choć dzielnica jest dość zabiedzona i może kojarzyć się z miejscem niebezpiecznym, wcale tak nie jest. Miasto chciałoby uczynić z dzielnicy mekkę bohemy, ale zdaje się, że to daleka droga… Atrybutem tej dzielnicy jest fakt, że leży stosunkowo blisko centrum i nie pozwala o sobie przez to zapomnieć. Już teraz spacerują po niej turyści, co nie dziwi mieszkańców, a przeciwnie – jest powodem do dumy.
Powodzenia!

Ficinus – dzielnica inna niż wszystkie.

Dzielnica, a właściwie jedna ulica.
Historyczne osiedle robotnicze znajdujące się przy ul. Kubiny w Rudzie Śląskiej-Wirku. Swoją nazwę zawdzięcza ważnemu urzędnikowi górniczemu, który był odpowiedzialny za jej budowę. Osiedle to powstało w 1867 roku dla pracowników kopalni Gottessegen (obecnie kopalnia Pokój). Właścicielami kopalni byli przemysłowcy z rodu Donnersmarcków, którzy byli również fundatorami osiedla. Kolonia składa się z szesnastu domów i stanowi jeden z najstarszych zachowanych zespołów budownictwa patronackiego na Górnym Śląsku. Wszystkie zbudowano z piaskowca (i to właśnie je wyróżnia, bo jesteśmy przyzwyczajeni do familoków ceglanych), a otwory okienne i drzwiowe ozdobiono ceglanym obramieniem.
W każdym domu mieściły się 4 mieszkania (przedsionek, kuchnia, mały pokój). Za domem rozciągały się pola, które po pracy górnicy chętnie uprawiali.
Na murze biegnącym wzdłuż ulicy znajdziemy galerię zdjęć i krótkich biogramów postaci, które były związane z tym miejscem. Jedną z nich był genialny aktor – Henryk Bista. Inną - Tadeusz Kocyba - twórca muzyki do ok. 160 polskich filmów animowanych, m.in. do "Bolka i Lolka".



Kolonia Carl Emanuel – cały czas Ruda!
Niewielki ciąg domów z wewnętrznym dziedzińcem. Odremontowanie tej części dzielnicy pokazuje, że można, aczkolwiek… Nieco dalej, przy ulicy Staszica znajduje się Osiedle Staszica i tam rzeczywiście warto dojechać, żeby poczuć jego autentyzm!

Odremontowane osiedle Carl Emanuel - inaczej "Karmańskie"

Kaufhaus - to brzmi dumnie!
To tutaj - w dzielnicy Nowy Bytom - powstał pierwszy dom towarowy w Polsce! W dniu powstania był przyzakładowym eldorado! Chłodnie, baseny rybne, spichlerz, spożywka, przemysł… Tzw. Kaufhaus. Osiedle natomiast przeznaczono dla pracowników Huty Pokój, działającej od 1840 r. – nieprzerwanie do dzisiaj. Gro familoków króluje wzdłuż najważniejszej chyba ulicy Rudy - ul. Piotra Niedurnego. 
A przyczyna powstania osiedla?
W 1840 roku pracę rozpoczęła na tych terenach huta żelaza „Friedenshütte” (obecna Huta „Pokój”), założona przez żydowskich przedsiębiorców: Davida Loewenfelda, Moritza Friedländera i Simona Loewiego.




A na Chebziu... - cały czas w Rudzie Śląskiej

Historycznie i topograficznie to najważniejszy węzeł komunikacyjny w mieście, a zabytkowy dworzec - jest popularnym miejscem przedmeczowych zbiórek... Nie wiem jak to rozkłada się procentowo ;-), ale spotkać można tu tak zwolenników Ruchu Chorzów jak i Górnika Zabrze, więc dzielnica należy raczej do dynamicznych. Sporo jest mieszkań na sprzedaż, więc domyślać się można, że dzielnica się raczej wyludnia...
Początkowo była to dzielnica kolejarska, później zasiedlona też pracownikami kopalni. Mówi się, że nie ma osoby, która by nie słyszała o Chebziu. Dzielnica została utrwalona na makiecie "Kolejkowo" w Gliwicach - największej makiecie kolejowej w Polsce.



Kto chciałby więcej, bo ciągle mu mało wrażeń… Zostały jeszcze:
- kolejna dzielnica Rudy – Orzegów,
- Czerwionka – Leszczyny – tzw. samowystarczalne, patronackie osiedle kopalni „Dębieńsko”. Oceniane jako wyjątkowo piękne i świetnie zachowane. Ma swój logotyp, ścieżkę edukacyjną, jest mocno promowane wśród pasjonatów architektury,
- Rybnik – Chwałowice (ale również Niewiadom, Paruszowiec - Piaski, osiedle d. Huty Silesia, Niedobczyce),
Familoki w Chwałowicach zagrały w filmie "Diagnoza"

- Radlin – Kolonia Emma przy obecnej KWK Marcel (dawniej Emma).
- Pszów – Kolonia Anna i…
cała rzesza innych, których oglądanie – mam nadzieję – stanie się wkrótce i moim udziałem. Temat jest przedni, a wędrówka po śląskich podwórkach malownicza, jak rzadko co w polskiej turystyce industrialnej.